środa, 5 sierpnia 2015

Zakupowe HAUL


Na ogół nie lubię tych serii i myślę, że takie posty nie będą się pojawiać za często. Dziś stwierdziłam jednak, że warto podzielić się z Wami moimi nabytkami, ponieważ mimo kupienia ich w ciemno jest nimi zachwycona. Tylko o jednym produkcie wiedziałam co nieco. Dziś o tym jak koszmar zakupów skończył się happy endem.

Historia zaczęła się w sobotę. Wtedy dowiedziałam się, że jest pomysł na wyjazd nad morze. Stwierdziłam, że to najwyższy czas na kupienie mojemu dziecku lepszych sandałków. Takich, które nie były używane wcześniej. W niedzielę wybraliśmy się z P. i Maksem na zakupy do jednego z warszawskich centrów handlowych. Nie mając za wiele czasu odwiedziliśmy tylko dwa sklepy. W pierwszym nie było odpowiedniego rozmiaru. W drugim po szybkich poszukiwaniach coś znaleźliśmy. Byłam bardzo zadowolona z zakupu, gdyż za 99 zł kupiliśmy bardzo porządne buciki. Wróciliśmy więc do domu i tutaj okazało się, że jednak buciki są za duże a stopa leci bardzo do przodu. Postanowiłam, że we wtorek wybiorę się z Maksem z powrotem do sklepu i zwrócimy towar. 

Przyszedł wtorek. Od rana ciężko się zebrać do sklepu, ale w końcu przed 16 udało nam się wybrać. Buty zwróciłam, ale niestety pieniądze tyko na bon. Był to sklep TK Maxx, sieć z której korzystam wyjątkowo rzadko. Średnio zadowolona nie miałam innego wyjścia jak tylko przyjąć bon.


Priorytetem było znalezienie butów. Obeszłam wszystkie sklepy obuwnicze, mały przymierzył chyba wszystkie modele. Każdy miał jakiś mankament i te za 50 zł i te za 200 zł. Spasowałam i weszłam do sklepu z obuwiem sportowym. Tylko sandały Nike były odpowiednie dla Maksa. Z braku laku wybrała właśnie te. I tak są to buty na jeden miesiąc. 69 zł czyli cena adekwatna do jakości. Usatysfakcjonowana z zakupu nakarmiłam małego i zastanawiałam się, co zrobić z tym bonem z TK Maxx. Ze sklepu nigdy nie korzystam, więc musiałam coś kupić teraz żeby mieć święty spokój. Szukałam wszystkiego co możliwe. Zabawki, ubranka dla Maksa, ubranie dla mnie, torebki, kostiumy kąpielowe, artykuły kuchenne. Nie było nic ciekawego, szczególnie w dziale dziecięcym. Zostały mi więc kosmetyki. I tu kupiłam kilka produktów totalnie w ciemno. Nie miałam pojęcia czego się po nich spodziewać. 

Seche Vitae Dry Fast Top Coat



O tym topie wiedziałam co nieco. Bardzo chwalony w blogosferze i na różnych forach. Jednak pojawiają się opinie o bardzo krótkiej trwałości tego produktu, a niektórzy twierdzą, że to bubel. Za 14 ml zapłaciłam 24,99 zł. Zazwyczaj trzeba zapłacić ok. 30 zł więc 5 zł zostało w kieszeni. Póki co zdążyłam raz go wypróbować. Zalety? Bardzo szybko wysycha i utwardza lakier. Paznokcie pomalowałam wieczorem, tuż przed położeniem się do łóżka. Zazwyczaj gdy tak zrobię, rano następnego dnia moje paznokcie są odgniecione. Czasami się zdarza, że lakier jest lekko ściągnięty. Z typ topem nic takiego się nie dzieje. Dziś paznokcie są pięknie pomalowane. Kolejna zaleta to niesamowity połysk. Moje paznokcie wyglądają jak po nałożeniu lakieru hybrydowego. Pamiętacie top coat od Eveline, który zachwalałam (tu znajdziecie moją opinię)? Seche Vitae pobija go na głowę! 


Jak na razie jedyną wadą jest zapach tego specyfiku. Bez otwartego okna nie da się go używać. Okropnie śmierdzi benzyną. Na ogół lubię zapach benzyny, ale tej prawdziwej, a nie takiej jak ta. Zapach jest tak intensywny, że ból głowy gwarantowany, niektórzy też piszą o zawrotach głowy. Mimo to myślę, że warto się przemęczyć. 

Nie wiem jeszcze jak z trwałością. Na razie stwierdzam, że jest całkiem niezła. Po umyciu łazienki i posprzątaniu całego mieszkania nic im się nie stało, prócz starcia końcówek. Takie starcie się końcówek to standard nawet przy hybrydzie. Przynajmniej u mnie. 

Burlington - mydło i lotion do rąk i ciała




Produkty kupione całkowicie w ciemno. Nie znam kompletnie tej firmy i nie miałam pojęcia czego się spodziewać. Czym zatem się kierowałam? Zapachem opisanym na opakowaniu (gardenia i biała herbata), oraz pojemnością (oba produktu po 360 ml). Cena za ten zestaw to 29.99 zł. Zestaw pięknie prezentuje się w łazience. Wygląda bardzo elegancko i luksusowo. Metalowy koszyczek był w zestawie. Po przestudiowaniu składu obu produktów uważam, że zrobiłam dobry interes. Mydło ma delikatne detergenty i jest bogate w olejki. Lotion natomiast ma dużo substancji nawilżających. Cały dzień dziś testuję te kosmetyki i uważam, że jeszcze nigdy nie miałam tak genialnego mydła. Świetnie myje, ale nie wysusza rąk. Lotion natomiast może natomiast śmiało zastępować balsamy do ciała. Nałożyłam go wczoraj zaraz po prysznicu, a tuż przed pójściem spać. Rano moje nogi były nadal nawilżone! Zazwyczaj po przeciętnym balsamie/lotionie z drogerii moje nogi są suche. Tutaj nic takiego się nie dzieje. Ręce po umyciu również dobrze nawilża. Jedyna wada lotionu jest taki, że nie ma tak intensywnego zapachu jak mydło. A szkoda...

Organic Surge - żel pod prysznic


Żeli pod prysznic nigdy za wiele. Zawsze się zużyje. Do wyboru było tylko kilka zapachów. Zdecydowałam się na cytrusy z miętą. Miałam nadzieję, że zapach będzie bardziej cytrusowy, ale dzięki mięcie świeży. Oboje z P. lubimy takie zapachy, więc wybór był oczywisty. Gdy w domu otworzyłam żel i go powąchała P. usłyszał tylko moje "O rany...". Zapach bardzo mocno miętowy. Myślałam, że nie będzie się do niczego nadawać. Tymczasem zakochałam się w nim od pierwszego użycia, a P. jeszcze bardziej! Pod prysznicem zapach jest trochę bardziej cytrusowy, ale dzięki olejkowi z mięty pieprzowej (na 4 miejscu w składzie!), świetnie orzeźwia i ochładza skórę. Idealny żel na upały! Wychodząc spod prysznica moja skóra była zimna. W mieszkaniu 28 stopni Celsjusza a mi błogo, bo chłodno. Absolutnie cudowne uczucie. 

Przyjemność taka to koszt 16,99zł za 250 ml. Cena bardzo dobra jak na produkt z certyfikatem EcoCert. Naturalne olejki na na drugim miejscu w składzie aloes. Dzięki temu żel ani trochę nie wysusza skóry. Wychodząc spod prysznica, skóra nie jest ściągnięta i nie wymaga natychmiastowego nawilżenia, z czego bardzo ucieszył się P., gdyż ma bardzo suchą skórę i nie lubi balsamów do ciała. 

Marilyn Monroe Intimates - piżama



Moją ostatnią zdobyczą którą się pochwalę to piżamka. W domu dopiero dowiedziałam się, że to bardzo dobra marka bieliźniana. Cenowo można ją porównać do Etam. Bieliznę z Etam posiadam, piżamę również kupiłam sobie całkiem niedawno na wyprzedaży. Jednak i tak w sumie za komplet zapłaciłam ponad 100 zł. Dziś bluzka od kompletu ma dziurę przy samym dekoldzie. Reklamacji nie uznano, gdyż dziurę "wydarłam sama".


Komplet ze zdjęcia rzucił mi się w oczy z daleka, stwierdziłam, że przyda mi się i bez przymierzania poszłam z nim do kasy. W domu przymierzyłam. Leży idealnie, rozmiar odpowiedni. Piżamka kosztowała zaledwie 69 zł. Piszę "zaledwie", gdyż za tą cenę kupiłam kiedyś koszulę nocną w Reserved. W tej chwili koszula nadaje się do wyrzucenia. Tutaj już w dotyku jakość jest dobra. Przetestowałam szwy (kilka razy mocno szarpnęłam) i wydają się całkiem mocne.


Najbardziej podobają mi się te różowe detale. Podwójna koronka przy dekoldzie i kokardki. Mimo, że nei lubię tego koloru to bardzo przypadły mi do gustu.


Czemu Wam piszę o tych zakupach? Ponieważ tym postem chce Wam pokazać, że nie koniecznie trzeba kierować się marką i ceną, żeby kupić na prawdę dobry produkt. Z tych zakupów tylko Seche było mi znane i to wyłącznie ze słyszenia. Reszta to zakup w ciemno. Nie miałam pojęcia co kupuję. Sugerowałam się wyłącznie wyglądem, składem produktów kosmetycznych i jakości tkaniny. Dobrej jakości produkty można dostać też w przeciętnym sklepie tuż za rogiem. TK Maxx zawsze miałam za drogi sklep z ubraniami totalnie bez sensu i nigdy do niego nie zaglądałam. Teraz już wiem, że będę tam częściej szukać dobrych okazji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz