Zanim jeszcze urodził się Maks, przeczytałam wiele artykułów i poradników o tym jak powinno wychowywać się dzieci. Jedna filozofia brzmi "nie przeszkadzać", inna "w pełni poświecić się dla dziecka i być idealnym rodzicem". Jest ich wiele, ile matek tyle filozofii wychowania, jednak dla mnie najważniejsze było, aby dziecko po prostu nie sprawiało nam problemów, było raczej grzeczne (na ile to możliwe). Każda z nas o tym marzy, ale jak takie dziecko wychować? Myślę, że rutyna może nam w tym choć trochę pomóc.
O co mi chodzi? Mówiąc, że dziecko nie powinno sprawiać nam problemów, miałam na myśli brak problemów z jedzeniem, spaniem i podróżami (a te są dość częste). Rutyna to po prostu ustalony rytm dnia, który codziennie się powtarza. Tak do znudzenia... Według psychologów dzieci w ten sposób mają poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji, dzięki czemu są spokojniejsze. W tym wszystkim jedno jest najważniejsze: im wcześniej wprowadzisz to w życie tym lepiej.
U mnie to wygląda w ten sposób... Rutynę wprowadziłam od razu po powrocie do domu ze szpitala. Z początku było to dość proste. Niemowlę w końcu wiele od nas nie wymaga: jedzenie, spanie, zmiana pieluchy. Schody zaczęły się, gdy dziecko jest już "kumate". Trzeba było wprowadzić nowe stale punkty dnia takie jak zabawa czy stałe nowe pokarmy. Co gorsza zawsze spotykałam się z brakiem zrozumienia ze strony innych (rodziny, przyjaciół, znajomych....). Impreza rodzinna, godzina kąpieli Maksa nadchodzi wielkimi krokami, a ja zawsze słyszę: "Jedziecie już? Przecież jest tak wcześnie! Maks może raz później pójść spać, albo go nie wykąpiecie, przecież się nic nie stanie.". Heeloooołł? Ale to ja potem będę go usypiać pół wieczoru, bo zasnął zmęczony w samochodzie i to ja będę słuchać jego płaczu, bo musiałam go obudzić. Kąpiel też musi być, bo bez kąpieli pójdzie spać jeszcze później...
No właśnie, jakie są wady i zalety wprowadzenia takiej rutyny w życiu dziecka?
Zacznijmy od wad:
- nie ważne gdzie jesteś i co robisz lub chcesz robić, jeśli Twoje dziecko jest kąpane o 20, to zawsze punktualnie o tej godzinie musi być umyte i potem położone spać. Ten punkt dnia trwa całe 45 min, więc albo ze znajomymi umawiasz się na godzinę 21, albo umawiasz się, że dziecko umyje i położy spać ktoś inny a ty o 20.30 będziesz siedzieć i myśleć, czy Twój ukochany maluch już zasnął i czy zjadł odpowiednio dużo mleka, i w ten sposób popsujesz sobie wieczór. Rozwiązanie jest takie, że umawiasz się na 20 i uprzedzasz, że możesz się spóźnić;
- jeśli któryś z rutynowych punktów zostanie zachwiany lub pominięty, poznajesz możliwości swojego dziecka. Dowiadujesz się wtedy, że to "syn szatana" (mój P. tak czasem o nim mówi ;) ), oczywiście wszystko jest do opanowania. Chyba że nie było drzemki w ciągu dnia... Wtedy Maks jest nie do opanowania...
- trzeba być Napoleonem, żeby wszystko dobrze zaplanować. To wyzwanie, ale na szczęście mam swój planner.
I to by było na tyle z wad. Zalety to dla mnie ważniejsze aspekty.
- masz święty spokój. Jeśli dobrze zaplanujesz dziecku dzień, uwierz mi, że rzadko będziesz miała problem z dzieckiem. Ja miewam tylko w wyjątkowych sytuacjach (zęby...);
- brak problemów ze snem. Moje dziecko śpi dobrze i to właśnie dzięki tej rutynie. Przychodzi godzina 20, czas na kąpiel i zabawę w wannie, potem butelka z mlekiem i do łóżka. Nigdy nie musiałam nosić dziecka, aby zasnęło. Tylko raz mieliśmy kryzysowy miesiąc, gdy nie chciał sam zasypiać, ale i tak go nie nosiłam. Wystarczyło zostać z nim w pokoju aż zaśnie. Nie mam problemu z niedospanym dzieckiem, dzięki czemu jest bardziej pogodny w dzień;
- dyscyplina: tu bardziej chodzi o moje zdyscyplinowanie się niż Maksa. Owszem, on też dzięki temu uczy się dyscypliny (o ile można mówić o dyscyplinie u półtora rocznego dziecka). Dzięki dobremu planowi i zdyscyplinowaniu wiem, kiedy mogę pozwolić sobie na chwilę relaksu, a kiedy muszę zająć się dzieckiem. Wcześniej miałam nie lada problem z wybraniem priorytetów;
- czas tylko dla siebie. Jest to zasługa dyscypliny, konsekwentnego przestrzegania ustalonych punktów dnia i przemyślanego planowania. Każdego dnia mniej więcej o tej samej porze mam wyłącznie czas dla siebie. I tylko dla siebie! Tu chyba nie trzeba nic więcej dodawać.
Czy są to wystarczające argumenty za tym, aby wprowadzić stałe punkty dnia o ustalonej, tej samej porze? Czy przekonałam Was do rutynowego dnia? Ja już dawno się przekonałam i na pewno z tego nie zrezygnuję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz